Archiwum lipiec 2015


Kilka słów na początek
10 lipca 2015, 22:26

Witam wszystkich, którzy może zajrzą tutaj. Jestem Monika. Mam 29 lat i od prawie 4 lat jestem mężatką... Powinnam dopisać szczęśliwą, ale nie wiem już sama jak to jest do końca ze mną. Czasem zadaje sobie to pytanie i nie wiem co sobie odpowiedzieć? Oszukiwać samą siebie i innych w koło? Nie wiem co się stało i pewnie nigy się nie dowiem, bo mój mąż nie umie rozmawiać ze mną na takie tematy, poważne... Jedyne czego dowiaduje się, to to co napisze mi w smsie, jak już zacznie się jakiś poważny temat. Nigdy nie usiądzie ze mną i nie porozmawia twarzą w twarz... takie to przykre, serce pęka, z kimś najbliższym chyba jego sercu - w sumie nie wiem, nie umie, wstydzi się mnie, nie wiem...

Zacznę od początku. Poznaliśmy się przez moją przyjaciółkę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. To było takie niesamowite uczucie, coś czego nie czułam nigdy przedtem do nikogo. Zaczełam się w nim zakochiwać jeszcze za nim spotkaliśmy się. Gdy zaczeliśmy pisać ze sobą zaczęła budować się jakaś magiczna więź między nami, mimo, że osoboście nie zalismy się. On wiedział jak ja wyglądam, ja również jak on, a to wszystko oczywiście dzięki portalom społecnościowym. 

Niestety on był z dziewczyną, ale chciał już zakończyć ten związek. Wiem, że wiele z Was potępiła/y by, że pisałam z zajętym facetem, dawałam nadzieję, ale on też mi dawał. Nie wiem czemu nie bałam się, że jednak jej nie zostawi, że bedzię chciał coś naprawiać, ale on naprawdę jej już nie kochal i dusil się w tym związku. Ja miałam za sobą wiele nieudanych związków, w których traktowano mnie jak zabawkę, jak przedmiot. Z nim nie chciałam żeby tak było, ale nie miałam żadnej gwarancji, że będzie inaczej, że będę pocieszycielką po tamtej tylko na chwilę. Ale jednak zaryzykowałam i wtedy nie żałowałm. 

Te wszystkie jego słowa, jego podejście do mnie sprawiało, że czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie, kochana i wyjątkową. Dlatego w końcu zgodziłam się na spotkanie z nim. Nie zapomnę ile mnie prosił żebym zgodziła się spotkać z nim, wręcz błagał mnie. tam mu wtedy zależało :( Spędziliśmy wspaniały dzień, który zaczął się od południa, bo o tej porze po mnie przyjechał. Pamiętam jak dziś jak nie mógł oderwać ode mnie wzroku, ciągle zerkał na mnie. Żaden facet nie był tak czuły dla mnie, żaden nie zapytal mnie najpierw czy może  mnie przytulić - on tak, żaden nie zapytał czy może mnie pocałować - on zapytał, nie zrobił nic na siłę. To było cudowne. Z każdą chwilą czułam, że zakochuje się coraz bardziej w nim.

W drodze powrotnej, bo była to zima, utkneliśmy w zaspie. To musiałoby zrządzenie losu. On dżentelmen chciał mnie odprowadzić do domu, ale już wtedy serce nie pozwoliło mi go zostawić samego w tym samochodzie. Poza tym było zimno, ze 25 stopni mrozu, niesamowicie wiało i sypal snieg. Wolałam zostać z nim. Jeszcze się poprzytulać, pocałować, może coś więcej :) znów mnie ktoś może potępi, że na pierwszej randce, że puszczalska, ale guzik mnie to obchodzi, każdy ma swoje życie, a ja z każdym do łóżka nie chodzę. A z nim wtedy mogłam :) ale nie było łożka :) tylko tylna kanapa :) fakt faktem do niczego poważnego nie doszło, tylko takie tam :) no co będe więcej pisać. rano odprowadził mnie do domu i wrócił po samochód i do siebie... i wtedy zaczęło się... to wszystko czego konsekwencją jest teraz moje małżeństwo. Złą czy dobrą? Chciałabym wierzyć, że dobrą, ale nie wiem czy tak do końca jest.

On się zmienił i ja pewnie też. On twierdzi, że przeze mnie taki jest, że ja się zachowuję jakoś nieodpowiednio itd.

Zapomniałam npisać, że mamy wspaniała 7 miesięczną córeczkę. A o tym co mnie boli, jak mogłoby być później, bo dziecko jednak zobowiązuje. Więc miłej nocy!